niedziela, 20 marca 2016

22 godziny w Tokio

Co można zrobić w Tokio, gdy ma się tylko 22 godziny? Na pewno trzeba znaleźć hotel. Hotele w Tokio do najtańszych jednak nie należą. Na tę jedną noc wybraliśmy Hostel Emblem w dzielnicy Adachi trochę oddalonej już od centrum miasta. Dojazd tam nie był prosty i wymagał niestety kilku przesiadek. Z lotniska Narrita złapaliśmy ostatni pociąg Narita Express. W tym czasie bilety na pociąg po okazaniu paszportu można było nabyć za całkiem przyzwoitą cenę (N'EX Tokyo Round Trip Ticket). Bilet był ważny na powrót i inne dodatkowe połączenia obsługiwane przez JR-EAST. Pociąg dość szybko, bo ciągu niecałej godziny dowiózł nas do centrum miasta. Potem było metro, jedna przesiadka i niestety przy kolejnych przesiadkach trochę się pogubiliśmy. Zrobiło się dość późno, więc na te ostanie 11 km wzięliśmy taksówkę. Kosztowało nas to 5 tys. jenów, ale przy okazji mieliśmy nocną przejażdżkę po Tokio. 

Hostel Emblem okazał się nawet całkiem przyzwoity. Skromne, czyste pokoje z piętrowymi łóżkami i ze wspólną łazienką na korytarzu. Lekkie zdziwienie wywołała wizyta w ubikacji - ponieważ japońskie toalety są wysoko skomputeryzowane. Mnóstwo guzików, trochę automatyzacji z fotokomórką - cóż za doświadczenie. Rano proste kontynentalne śniadanie i byliśmy gotowi na zwiedzanie.

W dzielnicy Adachi gdzie znajdował się hotel postanowiliśmy odwiedzić miejscową świątynie Nishiarai Daishi. Świątynia znajdowała się w miarę blisko hotelu, więc udaliśmy się mały poranny spacer ulicami Tokio. Byliśmy w końcu w Tokio! Pierwszym minutom spaceru towarzyszył ten dziwny nastrój uniesienia, który często pojawia się przy okazji wizyt w nowych miejscach. Po kilkunastu minutach oswoiliśmy się  z nowym otoczeniem i w miarę szybko dotarliśmy do Nishiarai Daishi. Tam nagle przenieśliśmy się w trochę  inny świat, gdyż wewnątrz świątyni odbywała się ceremonia religijna.

Wewnątrz świątyni Nishiarai Daish - w ramach ceremonii bito solidnie w bębny
Przed świątynią były zaparkowane nowe samochody. Okazało się, że w świątyni obywała się ceremonia będąca odpowiednikiem naszego święcenia nowego samochodu.
Żadna japońska świątynia nie może egzystować bez sławnych ogrodów
Japońskie świątynie były budowane z drewna, więc często ulegały zniszczeniu np. z powodu pożarów. Brama wejściowa do świątyni Nishiarai Daishi jednak przetrwała kilkaset lat i wciąż ma się dobrze.

Brama wejściowa do świątyni  
Czas nas gonił i musieliśmy myśleć o powrocie stronę lotniska. Tym razem z metrem poszło nam o wiele sprawniej. Z małą pomocą ludności miejscowej opanowaliśmy sztukę kupowania biletów. Dwie przesiadki i wylądowaliśmy w centrum Tokio w dzielnicy Asakusa. Tu się już czuło, że jesteśmy w Tokio. Z trudem przedzieraliśmy się wąskimi ulicami idąc do jednej z najsłynniejszych tokijskich świątyń Sensō-ji.

Uliczka prowadząca do świątyni Sensoji Asakusa
Świątynia Sensoji Asakusa Hozomon. Hozomon znaczy dosłownie - brama do skarbca.
Świątynia Sensō-ji jest najczęściej odwiedzaną przez turystów świątynią w Tokio. Przez teren świątyni codziennie przelewają się ogromne tłumy ludzi. Sensō-ji balansuje na pograniczu piękna i kiczu, bo jest to trochę taka japońska Częstochowa.
Ta pagoda została zbudowana przez szoguna Tokugawe i była drugą najwyższą taką budowlą w Japonii.
Cały kompleks świątynny Sensoji Asakusa był tytularną świątynią klanu Tokugawa. Byliśmy w Japonii dokładnie w czasie rozkwitania drzew od których pochodzi poetycki synonim nazwy państwa - Kraj Kwitnącej Wiśni.

Japonki w tradycyjnym stroju kimono
Japońska dziewczynka w makijażu gejszy i kolorowym kimonie
Papierowe latarnie
 Wisząca w centralny miejscu czerwono - czarna ozdoba wykonana jest z papieru.
Na terenie świątyni odbywała się m. in. ceremonia zaślubin.
Tokio posiada strasznie skomplikowaną sieć metra. Zgubić się tam można bardzo łatwo. Hostel Emblem specjalnie przygotował mapkę z instrukcją dojazdu.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz