środa, 25 listopada 2015

Dolores special, czyli z wizytą na wyspie Ometepe

Był to nasz pierwszy dzień w Nikaragui. Rano przylecieliśmy do stolicy tego kraju Managui. Na lotnisku wypożyczyliśmy samochód i wyruszyliśmy w drogę. Wieczorem tego samego dnia mieliśmy już zarezerwowany nocleg na wyspie Ometepe. Nikaragua to jednak niewielki kraj. Zanim tam dotarliśmy, mieliśmy wystarczająco dużo czasu, aby zatrzymać się w Parku w Narodowym Wulkanu Masaya.

Późnym popołudniem dotarliśmy do portu San Jorge na jeziorem Nicaragua. W oddali znad linii wody wynurzały się stożki dwóch wulkanów: Concepcion (1610 m) i Maderas (1394 m). Jezioro Nicaragua (hiszp. Lago de Nicaragua lub Cocibolca w języku indian ) jest największym jeziorem w Ameryce Środkowej. To dzięki tym dwóm wulkanom wyspa Ometepe zawdzięcza swój unikalny charakter.

Niższy z wulkanów Maderas (1394 m). Większość czasu czubki wulkanów przykryte są chmurami
Hotel Hacienda Merida, w którym mieliśmy zatrzymać się na wyspie doradził nam przeprawę największym promem El Rey de Cocibolca. Hotel zrobił nam też rezerwacje na prom, co było konieczne ponieważ przeprawialiśmy się wraz z wypożyczonym samochodem. W porcie po uiszczeniu opłaty wpuszczono nas na przystań. Kilkakrotnie nas pytano czy mamy rezerwację, na co odpowiadaliśmy, że oczywiście mamy. Rezerwacja to może nawet zbyt dużo powiedziane. W porcie wskazano mi kapitana promu, który z kieszeni wyciągnął ręcznie zapisaną kartkę z moim nazwiskiem i potwierdził, że mamy rezerwację. 

Załadunek samochodów na prom zajął trochę czasu. Najpierw ładowano większe ciężarówki, które wjeżdżały tyłem i były parkowane bardzo blisko siebie. Nie wiem jak oni to zrobili, ale jakoś dobrze to wyliczyli, bo wszystkie przybyłe samochody zostały załadowane. Na końcu przyszła nasza pora. Miejsca było niewiele, ale wystarczyło by upchać naszą Toyote Carolle.

Na pokładzie promu El Rey de Cocibolca. W oddali widać wyższy z wulkanów - Concepcion (1610 m).
Przeprawa przez jezioro trwała ponad godzinę. Płynęliśmy do portu San Jose del Sur. Na środku jeziora zastał nas zachód słońca. Gdy jechaliśmy do hotelu było już zupełnie ciemno.  Droga na sam koniec zrobiła się szutrowa, ale bez problemu przejezdna dla naszego samochodu.

Położony nad brzegiem jeziora u podnóża wulkanu Maderas, hotel Hacienda Merida ma bardzo dobrą lokalizację. Nie mieliśmy też problemu z parkowaniem samochodu. Obok hotelu znajduje się wielki betonowy plac, pozostałość po dawnej farmie. Pokoje w hotelu są dość prymitywne, ale w związku z tym w miarę tanie. Właściciel hotelu Alvaro Molina spędził trochę swojego życia w Stanach Zjednoczonych więc mówi płynnie po angielsku. W hotelu było nawet  sporo turystów z całego świata. Hacjenda Merida sprawiała nawet wrażenie dość popularnego miejsca. Z hotelu można bezpośrednio startować na wycieczkę na szczyt wulkanu Maderas. Samodzielne zdobywanie wulkanu Maderas jest zakazane, po tym jak jacyś turyści zabłądzili i umarli z wycieńczenia.  Wieczorem pojawili się miejscowi przewodnicy i z jednym z nich mówiącym po angielsku umówiliśmy się na wycieczkę. Koszt przewodnika to $35USD ( plus napiwek ).

Był to jednak nasz pierwszy nocleg po przylocie w Nikaragui, więc najpierw postanowiliśmy pokręcić się trochę po wyspie. W naszym przypadku było to o tyle łatwe, gdyż posiadaliśmy własny środek transportu.

Następny dzień rozpoczęliśmy od wycieczki do miejsca o nazwie El Povenir. Na terenie hotelu Finca El Porvenir znajduje się niewielka kolekcja przedkolumbijskich petroglifów. Petroglify, czyli wyryte w skale rysunki, to pozostałość po dawnych osadnikach. Uciekające przed wojowniczymi Aztekami plemiona Indian uznały wyspę Ometepe za swoją ziemię obiecaną i kawałek raju. Ciekawe, ale ten sielski nastrój nadal daje się odczuć na wyspie. Wstęp na teren przyhotelowej ekspozycji jest płatny.

Jeden z większych petroglifów wystawianych na terenie El Povenir.
Następnym miejscem, które zdecydowaliśmy się odwiedzić była plantacja kawy Finca Magdalena. Po wizycie w Kostaryce doszliśmy do wniosku, że najlepsza kawa rośnie na stokach wulkanów,  stąd pomysł na wizytę w miejscowej plantacji kawy położonej na stokach wulkanu Maderas. Gospodarstwo Finca Magdalena prowadzone jest przez kolektyw składający się z 24 rodzin i produkuje organiczną kawę, banany, mleko, kukurydze, fasole, ryż oraz warzywa. Finca Magdalena  zajmuje 350 hektarów dżungli na stokach wulkanu i przy okazji chroni otaczające środowisko naturalne. Prowadzi również schronisko, restauracje, kemping i organizuje wycieczki na wulkan Maderas.

Droga prowadząca do Finca Magdalena jest dość wyboista, dlatego musieliśmy zostawić nasz samochód i dalej udać się pieszo. Wyspa Ometepe nie jest za bardzo przygotowana na najazd zmotoryzowanych turystów. Drogi są tu wąskie i nawet nie ma specjalnie miejsca na zaparkowanie samochodu. Nasz samochód  zostawiliśmy na terenie przydrożnej restauracyjki.

Finca Magdalena okazała się bardzo ciekawym miejscem. Kręciło się tam nawet sporo turystów, a z restauracji roztaczał się piękny widok na otaczające tereny wyspy. Wstęp na teren plantacji kawy jest płatny, a bilety można nabyć w restauracji. Dojście do plantacji zabiera trochę czasu. Po drodze mijali nas robotnicy zwożący przy pomocy koni zebrane nasiona kawy, a co jakiś czas z dżungli rozlegał się przeraźliwy ryk małp wyjców.

Tak rośnie kawa
Małpa wyjec odpoczywająca na jednym z drzew rosnących na terenie plantacji kawy
Na koniec wizyty w Finca Magdalena kupiliśmy worek miejscowej kawy. Kawa okazała się być bardzo dobra. Jeszcze przez  długi czas po powrocie z Nikaragui delektowaliśmy się nią wspominając wizytę na wyspie Ometepe.

Właśnie zbieraliśmy się do powrotu, gdy zatrzymał się nieduży pickup i zaoferował podrzucić nas z powrotem do głównej drogi. Dawno nie jechaliśmy ciężarówką na tzw. pace. Po drodze zaliczyliśmy nawet przelotny deszcz. Właścicielem pickupa okazał się Amerykanin prowadzący jakiś biznes na wyspie. Na koniec rozmowy zaproponował, że zaprowadzi nas nas do najlepszej jego zdaniem restauracji na wyspie. Musicie to koniecznie spróbować. Powiedzcie koniecznie, że przysłał was Tomas i poproście o Dolores Special. Tak to wylądowaliśmy w Café Campestre w najlepszej restauracji na wyspie Ometepe.

Dolores Special nie było w menu, ale kelnerka uśmiechnęła się i od razu wiedziała o co chodzi. Jedzenie w Cafe Campestre było na prawdę dobre. Nic dziwnego bo restauracja posiada  własne gospodarstwo skąd pochodzi większość używanych produktów żywnościowych. Siedzieliśmy w restauracji i spoglądaliśmy na przykryty chmurami szczyt wulkanu Maderas. Następnego dnia byliśmy już umówieni z przewodnikiem, który miał nas zabrać na sam szczyt .

Rano zgodnie z umową w hotelu zjawił się Adonis - nasz przewodnik . Adonis uczył się trochę w szkole w Stanach więc znał dobrze angielski. Hacienda Merida zaopatrzyła nas w kanapki, a po drodze we wsi kupiliśmy kilka butelek wody. Wulkan Maderas nie jest wysoki, bo ma tylko 1394 metrów wysokości, ale startuje się z poziomu 32 metrów. Największym problemem jest gorąco i wilgoć.

Rozpoczęliśmy długą i monotonną wędrówkę na szczyt. Po drodze spotkaliśmy rodzinę naszego przewodnika pracującą w polu. Strasznie się wlekliśmy. Wejście na szczyt zajęło nam ok. 7 godzin. Po drodze mijały nas grupy schodzące już ze szczytu. Górna cześć wulkanu na ogół  stoi w chmurach, dlatego porasta ją tam deszczowy las tropikalny. Pod szczytem musieliśmy się czasami prawie czołgać przez gąszcz drzew. W jednym miejscu było też sporej wielkości osuwisko. 

Po drodze mijaliśmy plantacje ryżu, fasoli i bananów
Petroglify przy szlaku
Ale jak to mówią nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Gdy dotarliśmy na szczyt wulkanu niebo zrobiło się nagle czyste. Ze szczytu mieliśmy piękne widoki na okolicę. W oddali było nawet widać wulkan Arenal w Kostaryce.

Widok na sąsiedni wulkan Concepción
Krater wulkanu Maderas wypełnia jezioro
Zejście z wulkanu zabrało nam ok. 4 godzin. Na koniec wracaliśmy już po ciemku. Mieliśmy na szczęście jedną latarkę i IPhony, które też posłużyły jako latareczki. Odczuwaliśmy lekkie wycieńczenie głównie chyba z powodu braku wody. Gdy w końcu dotarliśmy do hotelu wypiliśmy z miejsca po dużym kuflu miejscowego piwa. Zaraz potem dźwięk dzwonka obwieścił porę wydawanie obiadu i wraz z resztą turystów ustawiliśmy się w kolejce do bufetu.

Nasza przygoda na wyspie Ometepe nie trwała długo. Następnego dnia rano opuściliśmy wyspę i pojechaliśmy eksplorować południową część Nikaragui ( San Juan del Sur i okolice ).

Lokalizacja:

Mapka orientacyjna wyspy:


Trochę praktycznych informacji o wyspie przygotowanych przez Haciende Merida:

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz